Kroniki Liceum Succubus
przez Quivera
Rozdział 1: Ozdoba okienna
1:25. 4. okres. Tom siedział za biurkiem w kącie i czekał, aż następna grupa uczniów zacznie zgłaszać się na pierwsze zajęcia po obiedzie. O tej porze dnia nigdy nie byli zbyt skupieni i niejednokrotnie przyłapał ucznia przysypiającego podczas zajęć.
Przynajmniej ta grupa była jego starszą klasą. Pierwszoklasiści, których uczył podczas pozostałych czterech lekcji, byli znacznie bardziej hałaśliwi. Taka dziwna mieszanka dziecięcych żartów i dramatów nastolatków, z którymi musiał się zmagać, zawsze jakiś nowy problem, który go nie obchodził, ale w jakiś sposób stawał się jego problemem, gdy działo się to w jego klasie. Zdecydowanie nie jest to jego ulubiona część nauczania. Jednak w przypadku seniorów największym problemem, z którym musiał się uporać, była apatia.
Tak naprawdę nie winił ich za to, że nie dbali o jego klasę. Przez ostatnie 12 lat uczył tych samych dwóch klas matematyki w Emery i wiedział, że rachunek różniczkowy w szkołach średnich nie jest najbardziej ekscytującym przedmiotem dla grupy 18-latków, którzy po prostu chcieli spędzić czas z przyjaciółmi przed ukończeniem szkoły. Kiedyś miał 18 lat. Prawdopodobnie. Ale do jego obowiązków należało upewnienie się, że te dzieciaki są gotowe na zajęcia w college'u w przyszłym roku. Jego zadaniem było zanudzanie ich codziennie po obiedzie, wiedząc, że odliczają minuty do wyjścia z tego miejsca.
Będąc przez całe życie kawalerem, Tom Purcell tak naprawdę nie przykładał dużej wagi do randek. Kiedy przeprowadził się do miasta i zaczął pracować w Emery, był na kilku randkach, ale nic z nich tak naprawdę nie wyszło. Rzeczywiście podkochiwał się w nauczycielu angielskiego, który uczył kilka klas dalej od jego. Pani Davis. Pani Davis? Natalie, był tego niemal pewien. Wydawała się wystarczająco miła. Nie miał z nią zbyt wielu kontaktów. To była duża szkoła. Ledwie rozpoznał większość wykładowców, a tym bardziej zapamiętał ich nazwiska. Ale pani Davis wydawała się inteligentna i przyjazna. Ładne. Ale szczerze mówiąc, po prostu nie był aż tak zmotywowany, aby próbować widywać się z nią częściej. Był całkiem zadowolony, że wrócił do domu, obejrzał wiadomości, rozwiązał krzyżówkę, napił się herbaty i poszedł spać. Rutyna była przyjemna, a seks i romans wydawały się zbyt skomplikowane, żeby były tego warte.
Tom jednak naprawdę lubił uczyć. Uzyskał tytuł magistra matematyki stosowanej, a po ukończeniu studiów złożył podanie o kilka stanowisk inżynierskich i programistycznych, ale dość szybko trafił na zastępczą posadę nauczyciela, która zarabiała przyzwoite pieniądze. Odkrył, że ma talent do wyjaśniania różnych rzeczy, a kiedy otworzyło się stałe stanowisko, nie widział powodu, aby go nie przyjąć. Dostrzegł wiele siebie w niektórych bardziej kujonowych dzieciakach i ucieszył się, gdy zobaczył, że zaczynają rozumieć materiał, zwłaszcza gdy przez jakiś czas się z nim zmagali. Jednak przez większość czasu było ciężko. Licealiści na ogół nie przejmowali się tym, czego próbował ich nauczyć. Rzadko zdarzało się znaleźć kogoś, kto naprawdę chciał się uczyć. Pierwszoklasiści, których uczył algebry, byli często zbyt niedojrzali, a seniorzy z jego jedynych zajęć z rachunku różniczkowego przeważnie chcieli po prostu wyjść. Ale przynajmniej miał swoje krzyżówki i czasami dzieciaka, który naprawdę chciał tam być. W sumie niezłe życie.
„Hej, panie P.” – powiedział Jeffrey, wchodząc do klasy Toma. Jeffrey był jednym z tych dobrych. Nie był może najwyższym poziomem w klasie czy coś, ale przynajmniej nie spał. Zadawał nawet jedno lub dwa pytania, gdy Tom pozostawał w pokoju pełnym ciszy. Wydawał się dobrym dzieckiem. I zawsze mówił dzień dobry. Dzięki temu Tom poczuł się jak prawdziwa osoba, a nie jak jakiś pozbawiony poczucia humoru starzec, którego te dzieci musiały znosić. A mając 38 lat, nie był nawet taki stary.
„Dzień dobry, Jeffrey” – odpowiedział Tom. Po tym, jak Jeffrey przełamał lody, Tom otrzymał jeszcze kilka połowicznych „Witam, panie Purcell”, gdy do sali weszła reszta uczniów.
Tom odczekał jeszcze kilka minut, aby upewnić się, że wszyscy maruderzy mają szansę znaleźć miejsca.
„OK, miłego poniedziałku wszystkim” – zaczął, czekając na kilka wymamrotanych odpowiedzi. „Zaczynajmy. W tym tygodniu kontynuujemy dyskusję na temat limitów i przechodzimy do instrumentów pochodnych. Kto może mi podać ogólny wzór na pochodną jako limit?”
Nastąpiła długa pauza, większość uczniów była w szoku, kiedy doszedł do słowa „poniedziałek”. Ale kilku przeglądało swoje notatki z zeszłego tygodnia, szukając odpowiedzi.
Tom miał właśnie zacząć zapisywać odpowiedź na tablicy, gdy drzwi klasy ponownie się otworzyły. Kolejny spóźniony uczeń, pomyślał Tom. Obejrzał się i zobaczył, jak Bree Stevens cicho wślizguje się do klasy i do ostatniego wolnego biurka na skraju pierwszego rzędu.
Tom nie wiedział zbyt wiele o Bree poza tym, że w jego klasie radziła sobie całkiem nieźle. Nie sądził, że była uczennicą któregoś z jego zajęć na pierwszym roku, ale uczył tak wielu uczniów, że trudno było mieć pewność. Wiedział jednak, że była dość popularna i wysportowana. Wyraźnie brała udział w kilku szkolnych sportach, ponieważ prawie zawsze była ubrana w jakiś mundurek. Dziś wydawało się, że to hokej na trawie.
Tomek przez chwilę zastanawiał się, czy skomentować spóźnienie Bree i zdecydował, że chyba powinien coś powiedzieć. „Bree, proszę, staraj się być punktualnie na zajęciach” – powiedział Tom. „To bardzo przeszkadza i jest niesprawiedliwe w stosunku do kolegów z klasy”.
„Przykro mi, panie Purcell” – odpowiedziała Bree, wcale nie wyglądając na przepraszającą. Ale nie wyrażała otwartego buntu, więc Tom zdecydował się iść dalej.
„W każdym razie, tak jak mówiłem” – kontynuował, zapisując na tablicy równanie graniczne, omawiając związek między limitami a pochodnymi. Niemal słyszał, jak zamykają się oczy swoich uczniów, gdy kontynuował wykład, i przez następne 45 minut mówił do swojej cichej i znudzonej publiczności.
Gdy wykład dobiegał końca, Tom rozejrzał się po sali i jak zwykle zauważył, że Jeffrey był dość uważny. Choć najwyraźniej dzielił się z Clayem czymś zabawnym na swoim telefonie. No cóż, pomyślał Tom. To w zasadzie koniec zajęć, nie ma sensu w tym momencie konfiskować telefonów. Kontynuując wykład, spojrzał na Bree i zauważył, że ona również była dzisiaj szczególnie uważna. Wyglądało na to, że nie robiła notatek, ale nie przysypiała tak jak reszta uczniów.
Zadzwonił dzwonek.
Podnosząc głos ponad hałasem papierów i plecaków, Tom próbował przypomnieć uczniom o zadaniu domowym, praktycznie krzycząc: „Nie zapomnijcie o liczbach nieparzystych z sekcji 2.5 na jutro!” Wydawało się, że uczniowie ledwo go słyszą, nagle byli całkowicie czujni i po prostu wspinali się na siebie, aby wydostać się z klasy.
Tom wrócił do swojego biurka, żeby uporządkować notatki z dzisiejszego wykładu. Kiedy otwierał swoją szafkę z aktami, usłyszał, że w klasie nadal jest uczeń. Odwrócił głowę i zauważył, że Bree wciąż tam była. Siedzi ze skrzyżowanymi nogami na biurku w pierwszym rzędzie.
„Panno Stevens” – zaczął mówić Tom – „ehm, Bree”. Nie był pewien, co skłoniło go do użycia jej nazwiska. Protokół w Emery był stosunkowo luźny, a nauczyciele zwykle zwracali się do uczniów po imieniu. – Czy jest coś, co mogę dla ciebie zrobić? Tom kontynuował, mając nadzieję, że uda mu się pominąć jego dziwaczną formę zwracania się.
„Chciałam tylko przeprosić za spóźnienie” – powiedziała Bree. Zeskoczyła z biurka i podeszła do niego.
Tom usiadł i dalej odkładał swoje papiery. „Och, to. W porządku, Bree. Byłbym wdzięczny, gdybyś w przyszłości postarała się być na czas. To naprawdę przeszkadza”. Szczerze mówiąc, już o tym zapomniał, ale naprawdę miał teraz lepsze rzeczy do roboty niż łagodzenie poczucia winy przeciętnego ucznia.
Bree dotarła do krawędzi biurka i pochyliła się, składając ręce. Tom podniósł wzrok i w końcu napotkał jej wzrok. Taka intensywność. Kurwa piekło. Nigdy nie zauważył, jak niesamowicie seksowna była ta dziewczyna. W tej kraciastej spódnicy do hokeja na trawie wyglądała jak każda fanka katolickiej szkoły. Bree ze swoimi długimi, prostymi, ale rozwianymi włosami. Była wyraźnie naturalną brunetką, ale miała profesjonalne warstwy dodanych pasm, tworząc różne subtelne odcienie złotego blondu. Bree ze swoimi grubymi udami i umięśnionymi łydkami, ciasnym tyłkiem i dużym dekoltem, który obecnie grozi, że wyskoczy z jej zbyt małego, zapinanego na guziki topu. Bree, z tą opaloną słońcem, jedwabiście gładką skórą i bursztynowymi oczami. Bree. Wow. Była wizją. Zawsze tak było. Tomek nie miał pojęcia, jak udało mu się przetrwać dzisiejszy wykład z tą piękną istotą siedzącą w kącie, ale był pod wrażeniem siebie.
„Wiem, panie P” – odpowiedziała Bree po odczekaniu kilku sekund, aż Tom ponownie skupi wzrok. „To było tak niesprawiedliwe, że zakłócałem twój wykład w ten sposób, czuję się z tym źle”.
Jej głos był tak hipnotyzujący, że Tom ledwo rozumiał, co mówiła. Niemal czuł, jak jej słowa muskają jego twarz, mrowienie za uszami i wzdłuż kręgosłupa.
Bree wstała i podeszła za krzesłem Toma, przechodząc obok, muskając jego kołnierz dłonią. Oparła się o okno i spojrzała przez szybę. Tom, siedząc wygodnie na krześle, widział krzywiznę jej tyłka w miejscu, gdzie stykała się z udem, i nie mógł powstrzymać się od wpatrywania się w niego. Pod spódnicą nie dostrzegł śladu bielizny ani szortów.
Bree była dość niska jak na sportowca. Ale poza tym miała klasyczny sportowy wygląd, szczególnie te nogi. Grube uda, umięśnione, ale wystarczająco miękkie, aby można je było chwycić. Tom poczuł, jak jego kutas porusza się w spodniach, kiedy patrzył na Bree. Chyba jednak nie powinien teraz nic z tym robić. Chwycił notatnik i położył go na kolanach, aby zakryć materiał napinający się od jego erekcji.
Bree zdawała się zauważyć ten ruch, ale go nie skomentowała. Zamiast tego skupiła się na ziemi za oknem. „Mam tam trening dziś po południu” – powiedziała. „Nie miałam pojęcia, że z tej strony budynku jest tak dobry widok na pole” – kontynuowała. I miała rację, zauważył Tom. Patrząc obok niej, zauważył, że boisko do hokeja na trawie niemal bezpośrednio przylegało do głównego korytarza szkoły średniej, gdzie znajdowało się jego biuro. Tak naprawdę nigdy nie miał powodu, żeby wyglądać na zewnątrz podczas dnia szkolnego.
„Panie Purcell” – powiedziała Bree z lekką nutą jęku w głosie – „nigdy wcześniej nie widziałam pana na meczu”. Zatrzymała się. – Czy widziałeś kiedyś, jak gramy? zapytała.
„Nie” – odpowiedział Tomek. „Nigdy” – kontynuował. Bree odwróciła się i siedziała teraz na parapecie okna naprzeciwko niego.
„Powinieneś dzisiaj zostać dłużej po szkole i popatrzeć, jak ćwiczymy” – powiedziała chłodno Bree. „To wiele znaczyłoby wiedzieć, że obserwujesz, jak gram. Myślę, że grałbym lepiej, wiedząc, że mnie obserwujesz”.
Tom poczuł, jak jego kutas drga, słysząc powtarzające się zdanie „obserwuje mnie”. Musiał przechylić notatnik nieco dalej, żeby jego kutas w niego nie uderzył. „Jasne, mógłbym to zrobić” – powiedział Tom, wiedząc w głębi duszy, że niczego nie pragnąłby bardziej niż spędzenia wieczoru samotnie w swoim biurze, oglądając treningi hokeja na trawie dziewcząt z uniwersytetu. Myśląc o tym, zaczynało mu brakować tchu.
Bree przesunęła się do przodu na parapecie okna, wypchnęła biodra do przodu, a kolana na boki i położyła dłonie na wewnętrznej stronie ud, przesuwając je w górę ud i lekko unosząc rąbek spódnicy. Popisowo rozciągała zginacze bioder, pochylając się w lewo i prawo, wypinając i tak już zmysłową klatkę piersiową, gdy westchnęła. „Sprawię, że będzie warto” – powiedziała, najwyraźniej porzucając wszelkie udawania. "Obietnica." Pochyliła się w jego stronę, podnosząc się z niskiego parapetu, i wstając, delikatnie ocierając kolanem o notatnik na kolanach Toma.
Oczy Toma wróciły do głowy pod wpływem lekkiego nacisku w pobliżu jego krocza. Bree przesunęła palcem po ramieniu Toma, mijając jego krzesło i kierując się w stronę drzwi. Chwyciła torbę i zarzuciła ją na ramię, wychodząc z pokoju, trzymając palce na framudze drzwi i rzucając Tomowi ostatnie znaczące spojrzenie.
Na szczęście Tom miał wolną chwilę po zajęciach z rachunku różniczkowego w ostatniej klasie. Po pierwsze, prawdopodobnie miał szczęście, że do pokoju, kiedy rozmawiał z Bree, nie wszedł żaden nowicjusz. Dało mu to jednak także trochę czasu na powrót do zdrowia, zanim będzie musiał wznowić nauczanie. Chodził po swoim biurze, próbując otrząsnąć się z podniecenia i oczyścić umysł przed następnymi zajęciami. Skończyło się na tym, że kilka razy przeszedł korytarzem i ochlapał twarz w fontannie.
Jakimś cudem udało mu się przebrnąć przez ostatnie zajęcia. Pierwszoklasiści na jego ostatniej lekcji byli jeszcze bardziej awanturniczy niż zwykle, więc naprawdę nie musiał aż tak dużo uczyć. Myślami był gdzie indziej i po prostu wykonywał swoje czynności. Dał kilka szlabanów i może dodatkowe zadania domowe. Nie był do końca pewien. Był zbyt skupiony na dzisiejszym popołudniu.
Po ostatnim dzwonku uczniowie jak zwykle zaczęli krzyczeć do drzwi, a Tom natychmiast opadł na krzesło przy biurku. Miał około pół godziny do rozpoczęcia treningu. Zamiast tego przez chwilę pomyślał o powrocie do domu, ale gdy tylko ta myśl stała się jasna w jego umyśle, wiedział, że nie przejdzie obok drzwi, zanim będzie musiał wrócić do okna swojej klasy. Wstał więc i oparł się o ścianę, wpatrując się w puste pole poniżej, a jego oczy się zaszkliły.
Z oszołomienia wyrwał go jakiś ruch na polu poniżej. Spojrzał na zegar znajdujący się z tyłu klasy. już 4:30? Tom mógłby przysiąc, że zaledwie kilka sekund wcześniej oparł się o okno. Pewnie się zdrzemnął czy coś.
Spojrzał na boisko i zobaczył kilka starszych dziewcząt w spódniczkach do hokeja na trawie, niosących kije i torby, aby przygotować się do treningów. Wydawało mu się, że rozpoznał kilku z nich. Istniało duże prawdopodobieństwo, że kilka lat temu uczęszczali do jego klasy matematycznej na pierwszym roku, ale nie pamiętał ich imion. Niska kobieta w średnim wieku, trenerka Cassidy, jeśli dobrze pamiętał, niosła dużą siatkową torbę z czymś, co wyglądało jak kilka małych pachołków do ćwiczeń i różnorodnym innym sprzętem sportowym. Tom nigdzie nie widział Bree.
Wciąż szukając przedmiotu swojego pożądania, Tom nagle poczuł jeżenie w spodniach. Obudzony pozornie z własnej woli, jego penis zaczął pulsować i napinać się, puchnąc pod materiałem spodni. Rzeczywiście, gdy spojrzał w dół, w polu widzenia pojawiła się Bree Stevens i weszła na boisko z kijem do hokeja na trawie opartym swobodnie na jednym ramieniu, a spódnica kołysała się, gdy pewnie szła po trawie.
Wydawało się, że zespół jest gotowy do rozpoczęcia treningów. Kilka dziewcząt przeciągało się na poboczu boiska, kiedy trenerka Cassidy zagwizdała i powiedziała coś do dziewcząt. Tom, sam w swojej klasie, z zamkniętym oknem, nie słyszał nic poza gwizdkiem i kilkoma niewyraźnymi głosami. Trener musiał jednak kazać dziewczynom biegać okrążenia, bo szybko zebrały się na skraju boiska i zaczęły biegać wzdłuż linii bocznej. Muszą chyba poćwiczyć bieganie z tymi kijami, pomyślał Tom, bo prawie wszystkie dziewczyny wciąż nosiły kije do hokeja na trawie, krążąc po boisku. Bree prowadziła grupę dziewcząt z ugiętymi kolanami w gotowości i nieustannie poruszała kijem w przód i w tył, jakby rzeczywiście kozłowała z nią piłkę. Było jasne, że była liderem, prawdopodobnie kapitanem drużyny, zwłaszcza że był to jej ostatni rok. Tom nigdy wcześniej nie widział atrakcyjności sportu, ale obserwacja zręcznego wdzięku Bree była naprawdę fascynująca. W roztargnieniu głaskał rosnące wybrzuszenie w spodniach, obserwując, jak Bree zręcznie kręci przed sobą drążkiem w tę i z powrotem, biegając po kolanach.
Powiedziała, że sprawi, że będzie to tego warte. Gdyby to była jedyna rzecz, która zdarzała się podczas wszystkich treningów, pomyślał Tom, byłby więcej niż zadowolony z pokazu.
Kiedy inne dziewczyny zaczęły wykazywać oznaki zmęczenia, Bree wydawała się jeszcze bardziej pobudzona. Pomknęła przed grupą w stronę skupiska piłek, które trener ustawił na środku boiska, podniosła kij w wielkim zamachu i wbiła jedną z nich w tył bramki. Tom słyszał z wnętrza swojej klasy metalowy brzęk piłki uderzającej w klatkę. Imponująca siła, pomyślał.
Kiedy machnęła kijem, Bree zdawała się lekko potknąć. Sądząc po jej poprzednich pełnych gracji ruchach, wydawało się to trochę nie w jej stylu, ale Tom i tak był trochę zaniepokojony. Bree lekko utykała w chodzie, gdy podeszła do powozu i powiedziała coś kilkoma gestami. Tom najwyraźniej nie słyszał, co mówiono, ale z tego, co widział, Bree mówiła trenerowi, że zraniła się w nogę i najwyraźniej prosiła, żeby usiadła. Dziwne, pomyślał Tom. Czy nie chciała, żeby patrzył na jej trening? Nie wydawała się aż tak zraniona. Dlaczego miałaby usiąść? Czy faktycznie doznała obrażeń?
Bree ostrożnie poszła z powrotem w stronę krawędzi boiska w pobliżu ławki ze wszystkimi dzbanami na wodę i torbami należącymi do zawodników, z zauważalnym, ale niezbyt dramatycznym utykaniem. Kiedy dotarła do bocznej linii, zatrzymała się i spojrzała w stronę górującego nad budynkiem szkoły. Nie do końca wpadł jej w oko, ale Tom miał wyraźne wrażenie, że go szukała. Sądząc po jej minie, zdecydowanie nie wyglądała na ranną. Na jej twarzy malowało się zadowolenie, jakby coś uszło jej na sucho. Podobnie jak kot, który właśnie złapał rodzinnego ptaka do pyska.
Bree pochyliła się, żeby spojrzeć na rzekomo zranioną prawą nogę i wciąż zwróconą twarzą w stronę budynku, podniosła prawą stopę, aby oprzeć się na metalowej ławce, po czym zaczęła ugniatać i masować skórę wokół kolana.
Tomowi zaparło dech w piersiach, gdy patrzył, jak Bree nadal masuje zranioną nogę. Spódnicę miała podciągniętą, ale nadal ledwo zakrywała krocze. Nadal nie mógł dostrzec pod spódnicą żadnego śladu materiału.
Na samą myśl o tym, co może znajdować się pod spódniczką hokeja na trawie Bree, Tom twardnieje jak skała. Mocno chwycił swojego sztywnego kutasa przez spodnie, pociągając bardziej natarczywie, podczas gdy Bree nadal masowała jej nogę.
Nie było jasne, gdzie dokładnie Bree miała doznać kontuzji. Zaczęła od kolana, ale teraz przesuwała się w dół, w kierunku kostki, a tego, co robiła, trudno było już nazwać masowaniem. W tym momencie przypominało to raczej pieszczoty. Może próbowała rozciągnąć ścięgno podkolanowe? Ale jej kolano było zgięte pod kątem, co czyniło to mało prawdopodobnym. Tomka tak naprawdę nie obchodziło to, chciał tylko, żeby dalej robiła to, co robiła.
Kiedy Tom energicznie pocierał swojego kutasa przez spodnie, zauważył rosnącą mokrą plamę, przez którą wyciekała kałuża pre-spermy. O Boże, jak on potrzebował uwolnienia.
Bree przesuwała teraz ręce z powrotem w górę nogi, tym razem za kolanem, w przeciwnym kierunku. Nacisnęła głęboko mięsień czworogłowy, podciągając nogę za rąbek spódnicy. Teraz wydawało się, że obiema rękami wykonuje głęboki masaż tkanek na całej długości uda. Sięgnęła do wewnętrznej pachwiny i popchnęła oba kciuki z powrotem w stronę kolana.
Tomek nie mógł już dłużej tego znieść. Szybko zaczął grzebać przy pasku i spodniach, desperacko mocując się z zamkiem błyskawicznym, żeby móc odzyskać pulsującego penisa znad majtek. Złapał swojego penisa obiema rękami i trzymał go nieruchomo przez chwilę, rozkoszując się uczuciem skóry na skórze. Wiedział, że szybko skończy, jeśli nie będzie ostrożny, i chciał mieć pewność, że będzie mógł w pełni cieszyć się przedstawieniem, które zaplanowała dla niego Bree. Och, myśl, że Bree zrezygnowała z ich występu tylko dla niego, sprawiła, że jego kutas podskoczył, pragnąc spermy dla niej.
Bree powoli wstała, wciąż trzymając rękę na udzie, po czym podniosła nogę z ławki i położyła ją z powrotem na ziemi. Wstała i wyciągnęła ramiona ku niebu, wspięła się na palce i przechyliła do tyłu. Znowu jej spódnica niebezpiecznie zbliżyła się do pełnego odsłonięcia, ale przestała się bać czegoś, co Tom był coraz bardziej pewien, że było ciasną, nagą cipką. Jej koszulka podniosła się powyżej talii spódnicy, odsłaniając napięty brzuch, gdy wygięła plecy. Tom pozwolił swojej dłoni powoli przesuwać się po jego penisie, gdy ją obserwował, wyobrażając sobie, że jest tuż przed nim, że mógłby wsunąć rękę pod jej koszulkę i wepchnąć swojego kutasa w wilgoć między jej nogami.
Kiedy Bree rozluźniła się po rozciąganiu, odwróciła się z powrotem w stronę boiska, dając Tomowi piękny widok na jej delikatnie umięśnioną sylwetkę, z nogami wciąż lekko rozstawionymi. Tom nadal się głaskał, wciąż powoli, aby przedłużyć intensywną przyjemność, której doświadczał. Bez ostrzeżenia Bree szybko pochyliła się do przodu, sięgając opuszkami palców ku ziemi, aby odsłonić swój nagi tyłek, gdy spódnica podwinęła się jej na plecy. Pieprzony Chryste, pomyślał Tom, przyspieszając kroku. To było lepsze, niż mógł sobie wyobrazić. Jej elastyczność była imponująca. Trzymając odcinek, praktycznie całowała ziemię między stopami. Rozłożyła nogi i lekko przechyliła miednicę, odsłaniając puszyste, różowe zewnętrzne warstwy swojej cipy. Tom mógł sobie wyobrazić, jak wsuwa czubek swojego nabrzmiałego kutasa w te ciasne fałdy. Praktycznie mógł poczuć jej wilgoć, gdy przesunął dłonią po główce swojego penisa, lekko wypychając biodra do przodu z coraz większą siłą. Praktycznie już był w niej. Desperacko chciał napełnić ją swoim nasieniem. Ale coś w nim powstrzymywało orgazm. Wiedział, że Bree nie skończyła ze swoim programem.
Po tym, co wydawało się wiecznością, Bree wstała ponownie, pozbawiając Toma wspaniałego widoku na jej tyłek i cipkę.
Znowu odwróciła się od pola i poszła kilka stóp w stronę budynku. Delikatnie usiadła na trawie, wciąż zwróconą twarzą do budynku, i położyła się na plecach. Rozchylając kolana, Tomowi udało się w końcu uzyskać pełny widok na tę piękną cipkę od przodu. Teraz, gdy miał lepszy widok, Tom zdał sobie sprawę, że pomimo delikatnej różowej skóry, którą widział od tyłu, jej cipka nie była całkowicie łysa. Miała starannie przycięty pas ciemnych włosów prowadzący do szczeliny, która teraz była otwarta i lśniła w wieczornym słońcu. Zahipnotyzowany widokiem Tom ponownie pociągnął swojego kutasa, poruszając się w równym rytmie. Poczuł narastające skurcze, gdy szarpał się coraz mocniej. Poczuł, jak jego jądra napinają się, przygotowując się na uwolnienie, którego tak bardzo potrzebował.
W końcu Bree usiadła, spódnica wciąż była podwinięta nad odsłoniętą cipką, a nogi rozłożone w prawie pełnym poziomym rozcięciu. Wpatrywała się w budynek, jej klatka piersiowa unosiła się, w końcu dając Tomowi pozwolenie na wytrysk. Na jej skinienie z aprobatą wybuchł, chrząkając głośno, gdy jego pierwszy strzał uderzył z potężnym hukiem w okno przed nim i nadal rozpryskiwał szybę grubymi pasmami spermy. Orgazm zdawał się trwać wiecznie, gdy przebijał się przez skurcz za skurczem. Nawet po osiągnięciu punktu przytłaczającej wrażliwości, kontynuował, desperacko chcąc obsypać Bree każdą ostatnią uncją. W końcu, gotowy, osunął się na biurko i opadł na krzesło, całkowicie i całkowicie wyczerpany.
________________________________________________
Bree, stojąc twarzą w twarz z szeroką ścianą głównego budynku szkoły, z szeroko rozłożonymi nogami w głębokim rozciągnięciu, z zamkniętymi oczami i ramionami do tyłu, poczuła potężny przypływ energii seksualnej zalewającej jej istotę, zaspokajającej jej głębokie potrzeby. Ochrzczona orgazmicznym wyzwoleniem, otworzyła oczy i spojrzała na budynek przed nią. Dwadzieścia siedem sal lekcyjnych wychodziło na wschód, w stronę boiska do hokeja na trawie, z czego trzynaście było zamieszkanych przez nauczycieli płci męskiej. Przyglądając się fasadzie budynku, naliczyła trzynaście świeżych białych plam zdobiących okna.
Bree Stevens uśmiechnęła się do siebie. Dobra robota chłopaki, będzie nieźle.
Koniec rozdziału 1